Było rozkosznie. Siedzieliśmy sobie z przyjacielem w cukierni, snując nieśpieszną, popołudniową pogaduchę to o tym, to o tamtym, w zasadzie o niczym. Miejsce było przytulne, a ciasteczka przewyborne. Widujemy się teraz rzadko, ale znamy się od tak wielu lat, że śmiało mogę powiedzieć - znam przyjaciela dobrze.
– Jestem w trzydziestu procentach kobietą – rzucił w pewnym momencie, co dotarło do mnie dopiero po chwili, możliwe, że nawet wtedy, kiedy się już rozstaliśmy, bo była to przecież jedna z tych rozmów, w których liczy się sama przyjemność spotkania, nie słucha się wtedy rozmówcy zbyt uważnie.
Zaskoczyło mnie to, co powiedział. Jeśli jest w trzydziestu procentach kobietą, pomyślałem, to te trzydzieści procent musi być lesbijką. Oczywiście, w pierwszym odruchu odniosłem to do jego aktywności seksualnej, o której co nieco wiedziałem, jednak takie ujęcie, myślałem dalej, może nie być wyczerpujące. Bo co to znaczy być kobietą?
Kiedyś odpowiedź na to pytanie była łatwiejsza. Były cechy, o których mówiło się, że są kobiece, o innych mówiło się, że są męskie. A dziś? Co to znaczy być kobietą – dziś? Próbowałem sobie odpowiedzieć na to pytanie, odnosząc je do przyjaciela, do wszystkiego, co wiedziałem o różnych jego życiowych, owszem, pogmatwanych, ale kto z nas ma lekko, przypadkach, do jego wewnętrznej konstrukcji, którą określiłbym, i sądzę, że sam by się ze mną zgodził, jako kruchą, o tym, co go kształtowało, a to się przecież nie zawsze da wybrać, aż poczułem sztywnienie w nogach i zbierającą się pod językiem ślinę. Czyli strach.
Wyszło bowiem na to, że nie umiałbym powiedzieć o moim przyjacielu, jako kobiecie, niczego. Niczego jednoznacznie żeńskiego - a żeby jeszcze pozytywnego! Zupełnie przy tym pomijam rzeczy tak drugo, nawet trzeciorzędne jak zadbany wygląd czy upodobanie do zakupów. Nie mówię też o takich, nabytych w końcu, przymiotach, których na pewno przyjacielowi odmówić nie mogę, jak oczytanie, osłuchanie, znajomość aktualnych mód, intelektualnych i żurnalowych, trendów w sztuce itp. Bo gdybym powiedział na przykład – wrażliwość? Kobiece to? Nie jestem pewien. A delikatność? Tu już bym nawet nie zaryzykował.
Jednak kiedy widzieliśmy się jakieś parę lat wcześniej, przyjaciel zaskoczył mnie bez porównania bardziej. Też była jakaś kameralna knajpka, klimacik, ale nie posiedzieliśmy, bo on leciał właśnie na mszę. Było to na Wielkanoc, a on zaliczał całe Triduum Paschalne. Do dziś jestem w szoku.